kwi 09 2002

hospicjum


Komentarze: 7

Dzisiejszy dzien byl na mase dziwny, ale sam go sobie udziwnilem, wiec nie bede wybrzydzal. "Co se bedziemy zycie ulatwiac?!" - Jak zwykl mawiac moj calkiem dobry kumpel Giru. No to rozpoczalem utrudnianie juz wczoraj. Powazna rozmowe mialem z Monika i niestety obawiam sie, ze stanowimy teraz pare, znaczy sie laczy nas zwiazek. Zwiazek uczuciowo-formalno-fizyczny. Strawiam oczywiscie na fizyczny aspekt (w koncu jestesmy mlodzi), ale pewna (dozowana) ilosc uczuc jest raczej wskazana. Wizyty w przybytkach rozkoszy wstrzymane. Hmm... Majac dziewczyne chyba mozna zamawiac panienki, zeby troche potanczyly i sie rozebraly? To chyba nic akurat zdroznego. Geeez! A moze wlasnie to jakies pop... zboczenie? Za duzo pytan, myslenie szkodzi rozwojowi fizycznemu. Stawiam na rozwoj fizyczny. He he he. Jeszcze lepszy trick mial miejsce w WWa, kiedy bylem u Oli. Gdzies tak o drugiej przyszedl smsik od Gosiaczka i, kurde, Ona tez byla w WWa! Dokladniej na Okeciu. A dobre jest w tym to, ze dziewczyna byla o kroczek od ulecenia do USA, a scislej do Vegas (tak, kurde - tego Vegas) i oczywiscie zawarcia tam zwiazku malzenskiego. Coz, gratulacje dla Jej obecnego, minuta ciszy... Dzis z Gosia rozmawialem, bo jest minus (-) calego przedsiewziecia. A bierze sie on stad, ze taki zwiazek jest wazny tylko w Stanach (chocby sie bylo Chinczykiem). Blagier pomyslal i zaproponowal zabranie tam na koszt zakochanej pary najprawdziwszego polskiego ksiedza. Podroze ksztalca, wiec i ksiadz by cos z tego mial (nie liczac frajdy polatania nad Atlantykiem, he he). Monika dzis zaproponowala, zebysmy pojechali do USA (to chyba modne sie stalo w mojej grupie na studiach, albo co?) na zarobek. Ma kontakty w fajnym miejscu, bo w Kalifornii, wiec oka. Praca w kasynie, za niebotyczne w Polsce pieniazki - 6 USD per hour. Uff. A z tym hospicjum, czyli meritum, to jest tak. Zapisalem sie na szkolenie wolontariuszy i dzis pierwszy raz bylem na wykladzie. Takie szkolenie trwa 9 miesiecy (nie tylko szkolenia tyle trwaja...) i potem mozna przystapic do poslugi smiertelnie chorym. W trakcie odbywa sie zajecia na specjalnym oddziale, a takze wizyty w domu. Potem mozna wybrac co sie bedzie robilo. Mozna bezposrednio zajmowac sie umierajacym, mozna tylko byc "dochodzacym" bez bezposredniego kontaktu, mozna zajmowac sie chorymi na oddziale, mozna prowadzic zajecia na swietlicy dla chorych dzieciakow... mozna tez wziac papier o potwierdzajacy zakonczenie szkolenia i isc do domu. Praca nie jest straszna, bo jest sie czescia zespolu skladajacego sie z lekarza, pielegniarki i wolontariusza. Chce to robic. Nie jest mi zle na tym swiecie i chce to jakos splacic. Dac dobro innym, jak i mi bylo ono dane (i jest).

 

blagier : :
Voy
15 kwietnia 2002, 00:00
Blagier, bylem prze dwa lata wolontariuszem w hospicjum. Dla dzieci. Jak ci sie wydaje, ze to taka prosta sprawa to sie gleboko mylisz. Mam nadzieje ze nie robisz tego dlatego, ze sam masz problemy i nie mozesz sobie z nimi poradzic (zajebiste lekarstwo: sam sobie nie potrafie, wiec bede pomagal innym...). Jakkolwiek, bedziesz mial do czynienia ze smiercia codziennie. Czy tego chcesz czy nie. I zaden zespol zadna pielegniarka czy lekarz nie zmienia faktu, ze bedziesz o tym myslal inaczej jak o umierajacym. Gwarantowany gleboki dol egzystencjonalny min dwa razy w tygodniu. Na marginesie: zapraszam do siebie voy.blog.pl
...
15 kwietnia 2002, 00:00
O mnie tesh piszesz, ale siedzę cichutko...
Załoga "Nostromo"
10 kwietnia 2002, 00:00
Prawdziwy romantyk ! :)
tiriam
10 kwietnia 2002, 00:00
Mam nadzieję, że się spełnisz jako wolontariusz... życzę Ci tego...
Eliza
10 kwietnia 2002, 00:00
Wspaniale, ciekawie... będę odwiedzać tego bloga.
astro
10 kwietnia 2002, 00:00
Ciągle koleś podejrzewam blagierstwo (w końcu ksywę masz Blagier), ale czytam :-)
Krzychu
10 kwietnia 2002, 00:00
Ej, Blagier, piszesz kurna o mnie!

Dodaj komentarz